*Oczami Ariany*
-Żartujesz tak?- piskliwy głos dobiegł z drugiego końca linii.
- A czy tu jest z czego żartować Ash? Matka wpuściła dwóch kujonów do domu i karze mi jeszcze próbować ich polubić...
- Oh, Ari, może nie są tacy źli?
Czy ona żartowała? Moje życie towarzyskie i nie tylko legło właśnie w gruzach, a ona mówi, że Ci kujoni nie są źli.
- Od kiedy ty się stałaś taka empatyczna do nich? - wrzasnęłam do słuchawki. Wiedziałam, że się skrzywiła.
- Przepraszam... Masz racje, to tylko nic niewarci kujoni. Zawsze można ich zastraszyć tak?
- W sumie, racja...
- No właśnie, hej! Przecież chodzisz z Damonem Salvatorem, największym postrachem w szkole, więc w czym problem? A założę się, że matka Ci odpuści po dwóch dniach. Nie sądzisz?
- Masz racje.. I tak jej nie będzie w domu 24/7 więc co za różnica czy dwójka jakiś łamag przyjdzie do domu. Niech posiedzą i wypad.
Ash zawsze wiedziała jak mi pomóc, była moją najlepszą przyjaciółką. Zawsze na wszystko znalazła rozwiązanie.
- Ej, Ari mam do Ciebie sprawę- mruknęła ciszej niż zawsze.
Za oknem usłyszałam znany mi klakson. Damon po mnie przyjechał.
- Sorry Ashley Damon przyjechał. Pa!
Odłożyłam słuchawkę nie zastanawiając się wiele. Otworzyłam okno i zobaczyłam go w jego szarym kabrio. Ciemne włosy opadające lekko na czoło idealnie pasowały do lekkiego zarostu. Wyraźne rysy twarzy i jasno niebieskie oczy, które z tym wszystkim kontrastowały. Był perfekcyjny. Był mój.
- Masz 5 min. Zabieram Cię na wycieczkę!
*Oczami Louisa*
Miałem nadzieję.Wierzyłem w to.Ubzdurałem to sobie.Ubzdurałem sobie, że zacznę nowe życie.Życie bez prześladowania,poniżania,obrażania i wyśmiewania.Wierzyłem że mnie polubią, że będę miał więcej przyjaciół oprócz Harr'ego i Finn'a.Miałem nadzieję, że przyjmą mnie miło i ciepło.Ale nie.Jest tak jak w poprzedniej szkole.Już to widzę.Kompletny brak szacunku.Chciałem tylko to.Najwyrażniej nie jest mi to przenaczone.Chciało mi się płakać, ale się powstrzymałem.Wsparcie mam tylko w poprzednio wymienionej dwójce.Finn'a dopiero co poznałem i na szczęście jest dla mnie bardzo miły.Harry i ja znaliśmy się od dzieciństwa, wspólnie wychodziliśmy na dwór, bawiliśmy się, odwiedzaliśmy się nawzajem.Nasze mamy też się znały i przyjaźniły, ale po śmierci mojej rodzicielki, mama Harolda przestała się odzywać.Było mi bardzo smutno gdy już jej nie było,ojcu też było trudno.Musiał samemu mnie wychowywać odkąd skończyłem 7 lat.I jestem mu za to bardzo wdzięczny, że mu się udało.Że nie jestem jakimś buntownikiem, który myśli że mu wszystko wolno i ma na wszystko wyrąbane.Nauka i rodzina jest dla mnie najważniejsza, tego trzymam się w moim życiu.Robie to dla mamy ona na pewno była by ze mnie dumna.Teraz najgorsze jest to, że jestem korepetytorem Ariany.Raczej mnie nie polubiła, a raczej na pewno.Jest ona moim przeciwieństwem.Wywnioskowałem to po dzisiejszym dniu w szkole.Wróciłem do domu cały zdyszany, przez to że musiałem biedz, by zdążyć się jeszcze trochę pouczyć przed obiadem.W przedpokoju ściągnąłem buty i udałem się do kuchni.
-Hej Louis ! -zawołał tata,gdy tylko mnie ujrzał.
-Hej...
-I jak tam w szkole,opowiadaj! Znalazłeś sobie jakiś znajomych? Może dostałeś jakieś dobre oceny?-nie obyło by się bez tego pytania, ale mi to nie przeszkadza.
-Dobrze,zakolegowałem się z jednym chłopakiem,ogólnie klasa mnie polubiła.-musiałem skłamać,zawsze to robiłem gdy ojciec pytał się o relacje z innymi rówieśnikami.-A na oceny jeszcze za wczesnie tato, to dopiero pierwszy dzień w tej szkole.
-No tak racja.Jak by co to za pół godziny obiad.
Pobiegłem na górę do mojego pokoju.Rzuciłem torbę gdzieś w kąt i zasiadłem do nauki.To co najbardziej lubiłem.Inni chłopacy uprawiali różne sporty, chodzili na imprezy a ja najchętniej się uczyłem.W przyszłości chcę zostać lekarzem, więc najbardziej interesowały mnie przedmioty przyrodnicze i matematyka.Po obiedzie znów zabrałem się do nauki tym razem za przedmioty humanistyczne, które mniej lubiłem ale też miałem bardzo dobre oceny.Gadałem z Finnem na przerwie i też ma całkiem okej, ale dla niego najbardziej liczy się sztuka.Widziałem jego obrazy i są na prawdę super.Kiedyś na pewno zostanie wielkim artystą.Lepiej już wcześniej wziąć autograf...
*Oczyma Ariany*
- Żartujesz? - zaśmiał się perliście wkładając mi kolejną truskawkę do ust.
Leżeliśmy sobie na kocu, a on karmił mnie owocami z czekoladą. Pamiętam jak byliśmy młodsi, przesiadywaliśmy tu całe dnie. Damon nie był sentymentalny, dziwiłam się, że mnie tu zabrał.
- A czy wyglądam jakbym żartowała? - skrzywiłam się. - Ty nie jesz? - zmieniłam temat.
- Nie.. Ja mam ochotę na coś innego.
Przybliżył się do mnie i zaczął mnie całować po szyi szedł do góry by zagłębić się w moje usta. Jego telefon się rozdzwonił jak na złość.
- Kurwa - przeklął cicho.
Wyciągnął telefon z kieszeni i odszedł kawałek. Jego głos był ledwo słyszalny, nie dość, że mówił szybko to jeszcze cicho.
- Co jest? - spytałam gdy do mnie wrócić.
- Nic co jest ważniejsze od Ciebie. - opadł łagodnie na koc z powrotem. - Więc na czym skończyliśmy? - mruknął przyciągając mnie do siebie.
- Oh, nie pamiętam - wyszeptałam między pocałunkami.
- A mam Ci przypomnieć? - ukazał swoje piękne białe zęby. Podparł się na łokciach nade mną.
Tym razem to ja usłyszałam znajomy dźwięk telefonu.
- Chyba nie jest nam dane dziś - posłałam w jego stronę smutny uśmiech, gdy on przesunął się by zrobić mi miejsce.
Wygrzebałam telefon z małej torebki i zobaczyłam napis "matka"
- Czego? - syknęłam zaraz po naciśnięciu zielonej słuchawki.
- Gdzie ty jesteś do domu!
- Wyluzuj trochę, co? Jestem z Damonem.
- Masz 30 min, albo przez najbliższy miesiąc nigdzie się nie ruszysz.
Usłyszałam znajomy dźwięk rozłączonej rozmowy.
- Wracamy? - zapytał brunet.
- Niestety muszę.
__________________________________________________________
Przepraszamy za to że tak długo czekaliscie:(
Prosimy o komentarze to bardzo motywuje,im więcej komentarzy tym szybciej dodajemy rozdział xx
Opowiadanie zapowiada się ciekawie. Nie mogę doczekać się następnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńps. Czy byś mogła informować mnie o nowych rozdziałach na tt: @equalswallows
oczywiście xx
UsuńWspaniale~ Bardzo ciekawie sie zaczyna. Biedny Lou `^`
OdpowiedzUsuń